Podróż w nieznanie do pewnego państwa w Azji Zachodniej

Witam wszystkich na blogu poświęconym o podróżach w nieznane, nowe miejsca. Ponieważ podróżuję wtedy kiedy mogę (3/4 mojego wolnego czasu) i staram się podróżować jak najtaniej, postanowiłam podzielić się wrażeniami, wspomnieniami, zdjęciami, informacjami na temat państw, miast czy wysp, które odwiedzam. Znajdziecie tu sporo ciekawych tekstów, zabawnych zdjęć, przydatnych informacji (czasami także relacje o książkach podróżniczych). Jeżeli ktoś chciałby się przyłączyć do wspólnego odkrywania świata i naprawdę nie boi się wyzwań, spania na plaży, poznawania nowych ludzi, smakowania nowych, nieznanych potraw, korzystania z autostopu i Couchsurfingu może zostawić link lub kontakt do siebie w komentarzu pod postem (pomyślimy o wspólnej wyprawie w nieznane). Jeżeli ktoś chciałby podzielić się swoimi relacjami z podróży wystarczy zostawić do swojej strony link :), zawsze zostawiam po sobie ślad :). Dziękuję za odwiedziny na mojej stronie, a zwłaszcza za pozostawione komentarze, które chętnie będę czytać. Zapraszam do poznawania, odkrywania naszej Planety! :)

Zacznę może od swojej ostatniej podróży w nieznane, czyli wyprawa do Izraela -> Tel Aviv, Jeruzalem, Betlejem, Ein Gedi i tak dalej i tak dalej. Ale wszystko po kolei. Jak zdobyłam bilety do tego miejsca? Jakoś na początku tego roku siostra wpada do mnie do pokoju i oznajmia, że są tanie loty właśnie w to miejsce. Około 200 zł w 2 strony. Super! Lecimy! Moje pytanie tylko brzmiało kiedy? "W maju" odpowiedziała siostra no i jeszcze przygarnęłyśmy 3 osobę czyli koleżankę mojej siory... Odliczałam nieubłagalnie dni do tego wyjazdu, zawsze chciałam zobaczyć Tel Aviv (pozytywnie kojarzy mi się z piosenką instrumentalną Duran Duran) i oczywiście wszystkie miejsca święte (Betlejem i Nazaret zwłaszcza). Od teraz spisuję wszystko z mojego notatnika, który zabieram w podróże...


Podróżnicy:

Kinga - podróżnik, który uwielbia podróże niskobudżetowe, hardcorowe i szalone
Klaudyna - jak wyżej
Patrycja - jak wyżej, twórca bloga

27 maja 2014 


Godzina 15, siedzimy w samolocie Wizzair z tyłu żeby szybciej wyjść :), robimy sobie fotki z dolarami i jemy wiśniowe Seven Days. Ogólnie są tu osoby skomplikowane. Odzywam się do siostry i mówię "Ja tam będę chodzić po Ziemi... Świętej. Odpowiedź mojej siostry: "A wiesz, że ja chodzę po globusie?" Rozmowy samolotowe z du... ;). 15h13 wchodzi jurny men i Kinga zaniemówiła :P. Tamagoczi na pokładzie i pełno panów, którzy gustują w panach (siedzą przed nami). Godzina 17h25 jemy ciasto cytrynowe (gryząc je jak jabłko) i nagle podchodzi facet gadający po angielsku i pyta czy mamy na sprzedaż sok jabłkowy za 50 euro! Nie mieliśmy, nikt nie miał (pan pytał cały samolot hehe). Długo się leci... Pilot przemówił w pewnym momencie, aby powiadomić nas nad jakimi państwami lecieliśmy: Lwów(Ukraina, piękna!), coś tam, Cypr i przez Turcję. Około godziny 16 w Tel Aviv było 32 stopnie, ile zatem jest w samo południe? (pytam sama siebie w duchu). Na lotnisku w Tel Aviv czeka nas ostra rewizja i dodatkowy rentgen oraz rozmowa klasyfikacyjna (czy nadajemy się na pobyt w Ziemi Świętej).



Zabawa z dolarami 

28 maj 2014 (noc)


Przeszłyśmy odprawę bez żadnych trudności. Kobieta w okienku pytała nas po co tu przyjechałyśmy, nie chciała nam wierzyć, że znamy tu kogoś i że będziemy korzystać z Couchsurfing. Do tego wszystkiego, przyczepiło się do nas dwóch Żydów, którzy są irytująco nachalni. Pytają gdzie będziemy spać, gdzie zostaniemy i co będziemy zwiedzać. Chyba ludzie z tego rejonu świata lubią zadawać pytania... Powiadomili nas także, że słyszeli iż Couchsurfing nie jest dobry dla samotnych dziewcząt. Wiadomo o co chodziło... Na koniec rozmowy jeden z nich przyznał się, że jest pijany. Wyszło szydło z worka! Czekamy nadal na pociąg, ma przyjechać za kilka minut. Co ciekawe, stoimy na peronie, który wygląda jak normalny peron (nie pod gołym niebem) gdzie jest duuuużo szyn i duuuuużo betonu, a wśród tego wszystkiego żywe, piękne, wielkie palmy. Jesteśmy już w pociągu, jedziemy sobie spokojnie i debatujemy o dzisiejszym noclegu... Na nasze odczucie jest jakieś 28 stopni i postanowiłyśmy zostać na łonie natury i przespać się na plaży w Tel Aviv. Nigdy nie myślałam, że spędzę swoją pierwszą noc w wieku 26 lat poza domem na dworze na plaży w Tel Aviv! Miałyśmy leżaki, biały piach, ciepłą wodę ( w której nie było żadnych kamieni, wodorostów, zwierząt, stwierdziłyśmy z Klaudyną, ze jest tu posprzątane ), bezchmurne niebo i co najlepsze FREE WIFI. Czego chcieć więcej? Umyłyśmy się w Morzu oczywiście, około 45 min trwała nasza kąpiel i położyłyśmy się "spać". Trochę osób kręciło się obok nas, teraz trochę o tym. Był człowiek, który biegał o 1 w nocy wzdłuż Morza(?!), wokół naszego obozu przechodził popalony Arab lub opalony Murzyn, nie wiemy do teraz dlaczego krążył (no i kto to w końcu był) wokół nas do teraz, ale tym okrążeń było tak z 7. W pewnym momencie (jakoś 3h30 w nocy) pojawił się pierwszy rasowy Żyd, taki z pejsami, z białą bluzką, czarnymi spodniami.... Zagadał do nas, wypytywał nas o wszystko dosłownie, nie wiedział nawet jaką mamy płeć. Dziwił się niesamowicie, że ktoś może spędzać noc na plaży. Wyglądał jakby zobaczył Kosmitów. Co zapamiętałam z tej rozmowy to jego 2 pytania do nas: "Where is your luggage?" i "Are you girls or boys?" oraz wypowiadane hę? po każdym zadanym pytaniu, które do teraz pamiętam i które do teraz mnie irytuje, kiedy je sobie przypominam. Ale to nie koniec historii z tej nocy. Jakoś po godzinie 4 ze starego Tel Avivu w naszą stronę podąża mężczyzna, który trzyma coś w ręku i rusza tym czymś. Ja pierwsza go zauważyłam i wyglądało mi to coś na wykrywacz metalu. Potarłam oczy, ponieważ myślałam, że przechodzę już przez tą nieprzespaną noc osobiste delirum. Jednak gdy Pan się zbliżył, faktycznie miał ze sobą owy wykrywacz. Po prostu w to nie wierzyłyśmy w to co tam się dzieje. Myślałam, że tam oszaleję szczerze mówiąc. Dwie godziny jeszcze spędziłyśmy na plaży, po czym udałyśmy się do Jeruzalem.



Tel Aviv nocą


Mycie stóp


Nasze legowisko na plaży

28 maj 2014 (dzień)


Ruszamy na podbój Jeruzalem. Czeka nad godzina drogi z Tel Aviv do celu. Kupujemy bilety za 19 szekli (19 zł) i jedziemy! Śpimy po drodze (odsypiamy niezapomnianą noc na plaży). Po dotarciu, zostawiamy nasze bagaże w przechowalni i ruszamy na zwiedzanie, całe opatulone i zakryte z aparatami w ręku. Dochodzimy do Bazyliki Grobu Pańskiego, na bazar, na Via Dolorosa (Droga Krzyżowa), Ścianę Płaczu (wbrew nazwie mamy bardzo dobre humory i chodzimy z  buziami uśmiechniętymi), pstrykamy  pełno zdjęć i obserwujemy tutejsze zwyczaje... Niestety nie udaje nam się dotrzeć na Górę Oliwną, która jest bardzo wysoko położona. Moje dwie kompanki nie chciały iść pod górę (Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą co czynią ;)), a ja sama nie będę się zapuszczać w nieznany i niebezpieczny rejon. Po zwiedzaniu docieramy do naszego pierwszego przyjaciela z Couchsurfingu, który mieszka w Jeruzalem. Jesteśmy zmęczone, więc interesuje nas tylko kąpiel i wygodne łóżko... 



Mieszkanie w Tel Aviv



Widok na meczet i Ścianę Płaczu

Modlitwa Żydów pod Ścianą Płaczu


Radość pod Ścianą Płaczu


Piąta stacja Drogi Krzyżowej


Jeruzalem


piękne panie - palmy


nasz skład: Kladyna, Kinga i ja 

Bazylika Grobu Pańskiego (przepiękna! nie mogłyśmy oderwać wzroku!)

Kamień z Grobu Jezusa



29 maj 2014


Noc spędziliśmy u "Jezusa". Około 10 przyjechał po nas nasz drugi Przyjaciel, który zaoferował nam podwózkę nad Morze Martwe za darmo! Wręczył nam na początek napoje energetyczne i w drogę! Mijamy piękne, stare i zabytkowe ulice. Wskaźnik w samochodzie wskazuje 29 stopni C, oczywiście na zewnątrz. Nie mogę doczekać się spotkania z tym wyjątkowym Morzem, przede wszystkim dlatego, że pierwszy raz w życiu będę umieć pływać hehe. Jest to morze, a raczej jezioro bez żadnych zwierząt, roślin. Prawdopodobnie jestem tu pierwszy i ostatni raz, a Morze Martwe ze względu na swoje położenie (najniżej położony punkt na Ziemi) za 40 lat wyschnie i tyle po Morzu Martwym. Mamy na sobie już stroje, a w torbach okulary do pływania (żeby sól nie doleciała do oczu). Właśnie mijamy długi mur, dzielący Terytorium Palestyny od Izraela. Jak widzę takie miejsca, to czasami nie wierzę, że tu jestem.... Nasz "Jezus" powiadomił nas, że istnieje tylko jedno miejsce gdzie nie płaci się na wejście do Morza Martwego. Wszystkie inne zaczynają się od 12 euro. Dlaczego kosztuje? Zapewne dlatego, że na miejscu są różnego rodzaju SPA, kąpiele błotne, jacuzzi, ciepłe źródła i Bóg wie co jeszcze. Mijamy pustynie i nasz Przewodnik opowiada, że są zamieszkiwane przez Beduinów. W życiu owego człowieka na oczy nie widziałam, podobnie jak mijane przez nas pustynie. Zatrzymaliśmy się, żeby porobić fotki z wielbłądem (też pierwszy raz w życiu widzę to piękne zwierzę). Beduin pomógł mi wejść na niego. Potem pomógł Kindze i na końcu Klaudynie. Zwierzę jest szerokie i ogromne. Kłaczył jak dotknęłam mu czupryny ;). Beduin zaproponował, że zrobi nam w 3 :), za wejście i zdjęcie z nim zażądał 5 szekli (czyli 5 zł), na końcu okazało się, że nasz Przewodnik za nas zapłacił. It's nice!

Jedziemy teraz na nieznane nam wzgórze, zobaczyć widok na caaaaałe Morze Martwe :).
Wracamy właśnie z dwóch górzystych miejsc. Pierwsze to widok na Morze Martwe i Jordanię, drugie to widok na Kanion! Wspaniałe widoki! Żar z nieba i fenomenalna cisza! Koniec świata dosłownie. W zimę w tych miejscach za dnia jest 18 stopni, w nocy 20. Niebo i woda są bardziej niebieskie i gdy jest pełnia widać na ziemi każdy kamień! Przytaczam opowieści naszego Przewodnika...
Jest 22h24. Czas na relację z najlepszego dnia na świecie!
Okazało się, że jedziemy do SPA! Nasz Przewodnik zapłacił za nas i poinstruował co możemy wybrać i gdzie iść. Poszłyśmy do ciepłych solanek... Jaka tam była woda... Brak słów. Można było tylko 15 minut siedzieć i potem na trochę wyjść i znowu wejść, jeśli ktoś chciał. Po 15 minutach wyszłyśmy z budynku i poszłyśmy do basenu, wokół pełno palm i widok na piękny Kanion. Rewelka! Kąpałyśmy się około 45 minut. Po kąpielach wodnych przyszedł czas na kąpiele błotne. Były ustawione 3 pudła z błotem, można było do nich wejść lub po prostu łapać błoto w się smarować. My weszłyśmy całe! Ja z Przewodnikiem do jednego, Kinga i Klaudyna do drugiego. Co to było za uczucie! Nie do opisania, do przeżycia! Zabawa przednia! Po kąpielach w błocie czas nadszedł na Morze Martwe! Pod samo Morze zawiozła nas specjalna mała kolejka, która jeździła cały dzień spod SPA. Więc wyglądało to tak : Kanion, plaża wyglądająca jak pustynia, wszystkie niesamowicie wysuszone! No i sól oczywiście! Pełno soli! Mnóstwo! Od razu weszłyśmy do wody. Kinga i Klaudyna szybko się "położyły", natomiast ja miałam (jak to zwykle bywa z wodą u mnie) problemy i dopiero po jakiś 10 minutach.... Bardzo dziwne uczucie mnie nawiedziło, ponieważ nigdy nie leżałam na wodzie! Dziewczyny poleciły żeby kłaść się na plecy niż na brzuch. Uczucie było takie, że kładziesz się na wodę (jak na łóżko) i nagle Cię totalnie wypycha: nogi, brzuch, wszystko! I co? Leżysz, najzwyczajniej w świecie, czilałtujesz i jeszcze ogrzewa Cię Słońce! Przez około 2 h tak sobie leżakowałyśmy, pływałyśmy (tylko rękami można działać, bo nogi od razu są wypychane haha), opalałyśmy się, śmiałyśmy, robiłyśmy fotki i kręciłyśmy filmy. W pewnym momencie Klaudyna i ja wyszłyśmy, aby posmarować się znowu błotem ;), tym razem o kolorze ciemnej zieleni. Wyglądałyśmy jak ludzie pierwotni na tym pustkowiu i krańcu świata. Po zabawie z błotem, poszłyśmy się umyć, pożegnałyśmy wyjątkowe Morze Martwe i powróciłyśmy kolejką do SPA i naszego Przyjaciela Przewodnika. Jeszcze na 15 minut wskoczyłyśmy w solankę i skończyliśmy pobyt w tym magicznym miejscu. Wyruszyliśmy w drogę powrotną. Znowu trochę zobaczyliśmy, plaże dodatkową i różowy zachód słońca. Po drodze wpadliśmy na lody, piwo i na sam koniec na Falafle (izraelski przysmak). Około 22 nasz super-ekstra Przyjaciel Przewodnik podwiózł nas pod dom naszego "Jezusa", ponieważ spaliśmy u niego 2 noce. Na koniec BARDZO podziękowałyśmy Przewodnikowi na wspaniały i niezapomniany dzień. Uściskaliśmy się i pożegnaliśmy. Wróciłyśmy do mieszkania ogromnie zadowolone.


                                                Przed wyprawą 


Niezapomniane spotkanie z wielbłądem


Z pięknością 


Na krańcu świata... Widok na Morze Martwe


Z naszym super-ekstra Przewodnikiem


Rewelacyjny Kanion


Basen w SPA


Kąpiele błotne w SPA Ein Gedi


Zabawy błotne ^^


Tak prezentuje się brzeg Morza Martwego, zamiast piachu jest sól :)


Klaudyna - modelka i zarazem człowiek pierwotny


Kolejka nad Morze Martwe


Na pustyni...


Piękne drzewa w SPA


Widoki w drodze nad Morze Martwe




Zakupy lotniskowe ze SPA... 


Czytamy, śmiejemy się w Martwym ^^












W solance w SPA

W drodze nad Martwe...








30 maj 2014

Czas wyjechać z Jeruzalem i udać się do Betlejem. Pod bramę, którą trzeba przejść i która jest długa podwozi nas nasz "Jezus" i opuszcza nas na czas zwiedzania. Na początku nie wiemy gdzie iść bo jest TYLE wejść i wyjść, że się gubimy. Jednak po kilkunastu minutach udaje nam się znaleźć dobrą drogę no i zmierzamy zwiedzać nowe, kolejne miejsca. W czasie przejście granicy między Izraelem, a Autonomią Palestyńską czujemy dziwny zapach, który kojarzy nam się tylko i wyłącznie z Marichuaną. Bierzemy taksówkę, żeby dojechać do "centrum". Na miejscu spotykamy się z naszym nowym, trzecim już Kolegą, którego poznaliśmy przez stronę Couchsurfing i który będzie nam towarzyszył podczas zwiedzania Betlejem. Najpierw widzimy wieeeeelką panoramę gdzie widać caaaałe Betlejem. Następnie udajemy się do Bazyliki Narodzenia Pańskiego, która jest ogromna! Do miejsca gdzie narodził się Jezus stoi wieeeeelka kolejka. Postanawiamy wyjść i przyjść za 30 minut. Wracamy i kolejka się zmniejszyła. Ufff! Stoimy jakieś 20 minut i wkraczamy do podziemi gdzie przyszedł kiedyś na świat Jezus. Koło gwiazdy stoi mężczyzna, który pozwala na zapoznanie się z miejscem jakieś pół minuty, bo inni czekają. Ja podeszłam kilka razy: pierwszy raz podczas swojej kolejki, a potem już sobie stałam koło tego Pana, robiłam fotki i kamerowałam, a co. Trzeba profitować. 



                                          Souvenir z Betlejem :)


W kolejce do Małego Jezusa (peace)

Bez kadzidła i mirry, ale w złotym szalu 


Żeby zrobić w tym tłumie TAKIE zdjęcia potrzeba wiele talentów
Rozmowy o religii muzłumańskiej

Meczet


Przygotowanie do wejścia do meczetu



Flaga Autonomii Palestyńskiej

Bazylika Narodzenia Pańskiego




Zetknięcie się dwóch religii...

Drogowskaz do Groty Mlecznej

Jesteśmy znowu w Tel Aviv i już nie wrócimy ani do Jerozolimy, ani do Betlejem, ani nad Morze Martwe, ponieważ lot powrotny mamy z tego miasta. Spędzamy tu ostatnia noc, jednak tym razem nie na plaży, tylko o czwartej poznanej osoby z Couch. Jest to znowu mężczyzna. Przyjechał po nas na plaże i zawiózł do siebie. Spałyśmy wszystkie w trójkę na wielkim łóżku, a on na ziemi na materacu. 

                                                       Tel Aviv 






Słodycze izraelskie



Plaża w Tel Aviv




31 maj 2014 

Ostatni dzień naszej podróży po Ziemi Świętej. Rano wstajemy, jemy śniadanie i ruszamy na podbój Tel Avivu (znowu) lecz tym razem Tel-Aviv-Jafa. Zwiedzamy tam Port, wieżę zegarową i ogólnie spacerujemy uliczkami starej dzielnicy. Zatrzymujemy się również na posiłek - znowu Falafle :). 



Panorama na Tel Aviv





Wieża Zegarowa

 
Ekipa przed lotniskiem w Tel Aviv 

Może teraz trochę o cenach w Izraelu. Gdziekolwiek się nie zajrzy, czy do Internetu czy do przewodnika wszędzie jest napisane, że jest drogo. No cóż, może aż tak drogo nie jest, ale jest drożej niż w Polsce. Chleb około 7 zł, butelka wody niegazowanej 8 zł, piwo np. Heineken 19 zł, paczka ciastek 6 zł, czasami 15. Sok pomarańczowy 15 zł, lód wodny 4 zł, izraelskie słodycze ze zdjęcia 6 zł. Ceny w Autonomii Palestyńskiej wydały mi się mniejsze: lód 2 zł, woda 5 zł, Snickers 4 zł. 

I teraz trochę osobistych refleksji... 


Podróż do tego miejsca uzmysłowiła mi jak łatwo i tanio można podróżować (chociaż nie pierwszy raz korzystałam z tanich linii i ze strony Couchsurfing), myślałam, że Couchsurfing polega tylko na tym, że oferuje się komuś nocleg, a nie np. podwózkę lub wspólne zwiedzanie. Pierwszy raz też spotkałam się z tak uprzejmymi ludźmi. Byłyśmy wożone po całym Tel Avivie, po Jeruzalem i okolice Morza Martwego. Uprzejmość i hojność tych ludzi przerosła mój wzrost ;) (184cm). 

Autonomia Palestyny pokazała mi jak jeszcze mało wiem o świecie i o ludziach. Ukazała zetknięcie się trzech wielkich religii i tym samym możliwość
wspólnej egzystencji mimo innych wyznań. Cała wyprawa ukazała życie ludzie, którzy żyją w tak niebezpiecznym jak Izrael państwie. 
Zazwyczaj nie mam w zwyczaju jeździć do tych samych miejsc (wyjątkiem jest Paryż i Edynburg), ale chętnie wróciłabym popluskać się w Morzu Martwym i żeby zobaczyć w końcu Górę Oliwną. Być może kiedyś. 

Pat :)
















Komentarze

  1. Piękna wycieczka w nieznane! Zapewne zapamiętasz ją do końca życia ;)
    Czytając bloga poczułem się jakbym tam był ! ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję! Może przez użyty czas w relacji z podróży ;). Mam nadzieję, że kartka leży w odpowiednim miejscu ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Świetny opis, jeszcze bardziej zachęciłaś mnie do wybrania się do tego kraju, w którym sama AC umieściła akcję swojej książki, a jeśli to zrobiła, to znaczy, że musi być tam ciekawie. Ja tymczasem pozdrawiam z Azji :*

      Usuń
  3. Dziękuję I czekam także na relację stamtąd ^^ buziole!

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Bangour Village Hospital czyli opuszczone miasteczko

Wędrówka na Ben Nevis (1345m), Szkocja

Kagyu Samye Ling - prosto w egzotykę