Nieznany, gościnny Iran :)

Trochę nie wierzę nadal, że siedzę już w domu, w Polsce i moja 67 dniowa podróż dobiegła końca... :((((((((((((((. Ciężko się tu odnaleźć po takiej podróży... Kwestia czasu mam nadzieję i wszystko będzie okey :).

Zacznę chyba od ostatniego kraju jakim był...


 IRAN 





Do Iranu zawsze chciałam jechać. Do Teheranu najbardziej. Pamiętam z historii o konferencji w Teheranie i zawsze jakoś chciałam się tam znaleźć... :D. Iran dla mnie był też zawsze jakiś inny... Nie mówi się o nim tak jak o Tajladnii lub o Europie... Albo mówi się źle. Może dlatego mnie tam ciągnęło... 

Żeby wrócić z Azji południowo - wschodniej trzeba minąć bliski wschód - albo lądem albo górą, ale trzeba wrócić. Marzeniem siory też był Iran, więc... powrót i ostatni przystanek był właśnie w tym kraju. Pięć dni tylko, ale lepsze to niż nic. 

Zapraszam na wspólną podróż do Iranu, gdzie nie musicie starać się o wizę :) 

Idę do odprawy i po bilety, ubrana na krótko... Pani pyta panie o dwie rzeczy przed Iranem - czy mam hidżab i bilet powrotny z Iranu. Inaczej nie możesz tam się dostać. Mężczyzn pytają tylko o bilet powrotny. Siora pokazuje bilet na papierze, ja w telefonie. Wszystko przeszło i dostaję bilety do Teheranu... :). 

W samolocie nie muszę jeszcze zakładać burki, ale przed wyjściem z samolotu zakładam i grzecznie stosuję się do zasad panujących w Islamskiej Republice Iranu [!]

Lot z Kuala Lumpur mam wieczorem, więc w Teheranie będę w nocy... Boję się trochę, że będę mieć zarwaną noc przez wizy, na które trzeba czekać ponoć godzinę... Tak jest napisane na kilku blogach i stronach... 

Cóż. Nade mną ktoś czuwa. Allah? Nie wiem, nie znam go ;), bo nie musiałam tyle czekać, huuuuura :). 

Opuszczam samolot i ruszam w kierunku wiz... Najpierw idę do kolejki z ubezpieczeniami... Co z tego, że mam trzy, jak na żadnych nie jest napisane jasno i wyraźnie, że ubezpieczenie obowiązuje również w Iranie. Zdanie "cały świat" ich nie obchodzi. Chcą, czarno na białym napis "Iran". Nie masz tego, płacisz $15. Więc płacę, żeby dali nam spokój :P i idę dalej załatwiać wizę. Dostajemy takie coś:



I jeszcze karteczkę, którą muszę wypełnić: imię, nazwisko i takie tam...

!!!!!!! To jest najdroższa wiza w moim życiu !!!!!!! 

Mam nadzieję, że nie ma droższych na świecie... :)

Płacę, idę do gościa, który dał mi te wszystkie kartki co ze zdjęcia, facet bierze ode mnie paszport i wszystko inne po czym mówi, że mam usiąść i poczekać... Czekam kilka minut. Słyszę dziwnie wypowiedziane moje imię, a potem nazwisko. Idę niepewnie, bo nie wiem czy to ja jestem proszona w kierunku okienka i  czy mogę  już odebrać paszport z wizą. Mogę! Inny facet mówi, że paszport Kingi (siory), będzie za chwilę. Czekamy tę chwilę i zaraz siora idzie po odbiór. Wszystko trwało około 20 minut :). Widzicie, są też takie historie! :). Po wszystkim, idę do kolejnego okienka, po pieczątkę. Wszystko trwa dosłownie chwilę :). 

UUFFFFF!

Po wszystkim idę szukać bagaży... Z tym mam trochę problem, bo tam gdzie powinny być nie ma ich! Krążę, szukam, nic... Wychodzę z odpraw i okazuje się, że muszę się wrócić bo nagle zauważam swój bagaże. Pokazuję paszport i mogę wejść znowu... Odbieram bagaż i czekam na naszego taksówkarza, z którym umówiłyśmy się jeszcze w Azji po odbiór. Mohamad podchodzi do nas, budzi nas i jedziemy z lotniska spać do naszego kierowcy, który sam nam zaproponował nocleg :). Wchodzimy do ciepłego domu, a tam szok... Żona z dzieckiem śpią na ziemi, przykryci niezliczoną ilością kocy... ;). Nasz kierowca szykuje nam jedyne łóżko w tym domu, daje nam pełno kocy i życzy nam dobrej nocy :). Jak się potem okaże, spanie na ziemi to normalka... ;).

Budzę się około 11... Wychodzę z pokoju, witam się z żoną Mohamada - Fatimą i z ich dzieckiem, dwuletnim Amirem :). Rozmawiamy, śmiejemy się i dogadujemy się co do planów... Fatima szykuje nam śniadanie... ;). Jemy we dwie, po czym w pewnym momencie wchodzi na krzesło Amir i chce jeść z nami :). Daję mu na łyżce kawałek jajka i chleb. Nienajedzony je razem z nami :). Śmiejemy się wszyscy, że ciągle chce jeść :). Po śniadaniu dajemy prezent o Polsce, w postaci książki po angielsku dla naszego kierowcy i magnes dla żony. Spędzamy trochę popołudnia z rodziną i chcemy się urwać, bo trwa u nich weekend - nie chcemy przeszkadzać... I tak wzięto nas na noc...  


W Iranie weekend to czwartek i piątek. Sobota to pierwszy dzień tygodnia.  

Z dwuletnim Amirem :)

Mohamad odwozi mnie i siorę do hostelu, bo dopada nas jetlag... Okropny jetlag. Spędzamy tam noc... Śpimy 14 godzin...  

Rano opuszczamy hostel i mamy już umówione kolejne spotkanie - z kolejnym Irańczykiem. Mehran jest tak miły, że przyjeżdża po naszą dwójkę pod hostel i zabiera nas na cały dzień... Zwiedzamy z nim między innymi meczet, park, ulice, pijemy kawę, chociaż Mehran mówi, że Irańczycy wolą herbatę... Potem idziemy na burgery :)























































Dokładnie po zwiedzaniu tego parku dorwała nas policja obyczajowa. No istnieją takie cuda na świecie jeszcze. A co to ta policja obyczajowa? Siły policyjne zajmujące się kontrolą zgodności zachowań obywateli z szariatem. 
Idziemy w trójkę - siora, Mehran i ja. Nagle słyszymy gwizdek, patrzymy w lewą stronę i już wiemy, że mamy tam podejść. Stoi jeden facet ubrany w ciemno zielone ciuchy i babka - cała na czarno lub granatowo - oczywiście w pełnym stroju dla kobiet. Podchodzimy i facet coś mówi po farsi, uśmiecha się, po czym nagle odzywa się kobieta. Zaczyna wrzeszczeć i krzyczeć. Nie trzeba było znać perskiego, żeby rozumieć co mówi. Wiadomo o co jej chodziło. Byłyśmy tylko w kurtkach i w spodniach. A w Iranie trzeba zakryć także swoje 4 litery. Więc powiedziała, co wiedziała i poszliśmy dalej. Zaciekawione tematem, pytamy Mehrana czy mogliby nas aresztować za nieodpowiedni strój. Mehran odpowiada, że tak, ale tylko na kilka godzin do aresztu. I nic więcej. Spoko jak na taki rygor jaki tam panuje.

Po południu kończymy zwiedzać i Mehran zawozi mnie i siorę do naszego hosta z couchsurfingu... 

Żegnamy się i zgadujemy się na następny raz :)


Drugą część popołudnia spędzam ze siorą i Eshanem - totalnie po irańsku - czyli na ziemi :). Rozmawiamy, poznajemy się, pijemy herbatę, wcinamy ciacha i owoce :) 


Popołudniowa irańska herbata - tradycyjnie na ziemi :) 

Wieczorem oglądamy film Sully i idziemy spać... Bo następnego dnia czeka nas znowu zwiedzanie...



Irańskie śniadanie - jajecznica z pomidorami, grzyby, chleb, owoce, warzywa i kawa hyhy, tradycyjnie na ziemi :) 

Spróbuj koniecznie irański chleb. Nazywa się sangak i jest cienki. Jadłam jego różne rodzaje: ze sezamem, bez sezamu czy z nasionami. Ludzie! Niebo w gębie! Ten ze sezamem powalił wszystkie chleby świata! 



















Plakaty dotyczące ostatniej tragedii, która odbyła się w Teheranie 19 stycznia 2017 roku - zawalił się budynek, a dokładnie centrum handlowe Plasco. Zginęło 30 strażaków, a około 200 jest rannych. 

Podczas zwiedzania szukaliśmy toalety i na mapie pokazało nam się właśnie to centrum handlowe. Nie wiedzieliśmy, że to właśnie tego budynku już nie ma. Przychodzimy na wskazane miejsce na mapie, a tam pustka... 

Wszystko jest tam takie "świeże"... 








W ogóle Teheran ma góry i to jakie! Robią wrażenie, kiedy zwiedza się miasto... 

























































































Na zdjęciach była Ambasada Stanów Zjednoczonych. Uwaga przy robieniu zdjęć. Jeden z dziadków przestrzegł nas żebyśmy uważały, no i miał rację, bo chwilę po gdy robiłam zdjęcie siorze przy murze, jeden facet się zatrzymał i coś krzyczał o Stanach. Od dwóch miesięcy w byłej Ambasadzie znajduje się muzeum. Można zwiedzać, przewodnik był z nami, chyba już wliczony w cenę biletu, bo nic nie płaciłyśmy więcej.


Richard z Kuwejtu 

Podczas naszego zwiedzania słyszymy nagle pytanie w naszą stronę "Where are you from?". Słowa padają, myślimy na początku, od Hindusa, ale nie, po dłuższej wymianie zdań, okazuje się, że jest to Kuwejtczyk. Młody chłopak dołącza do nas i zwiedza razem z nami. Twierdzi, że w Teheranie jest od pięciu lat i studiuje tutaj. Nie chce nam się wierzyć w to, bo o cokolwiek pytamy, chłopak nie wie gdzie jest dane miejsce i natychmiast pyta Irańczyków o to, o co my go pytamy. Takich sytuacji było mnóstwo! Spotkałyśmy szaleńca! Facet nie wie za bardzo chyba gdzie jest, gdzie są kawiarnie (bo mi się kawy zachciało), gdzie są toalety (bo mi się siku zachciało), gdzie jest metro, gdzie można kupić magnesy i kartki... Przy okazji ciągle śpiewa nam arabskie pieśni ludowe :D



Hmm, Autroka bloga i nie wiem w sumie kto, bo co godzinę Kuwejtyczyk zmieniał swoje imię. Co więcej, zadawał nam pytania jak ma na imię. 
Także na zdjęciu ja i Richard-James, więcej imion z Kuwejtu nie pamiętam ;) 

W końcu po długich poszukiwaniach kawiarni, znaleźliśmy miejscówę i zamawiamy napoje! Siora sok, nasz nowy kumpel to samo, a ja wymarzoną kawę :)

Wypijamy co zamówiliśmy i ruszamy na poszukiwania toalety. Znowu wszystko trwa długo. Bo my nie znamy Teheranu, no i ten facet, który się do nas przyczepił też nie zna :D. W końcu trafiamy na hotel do którego nam pozwalają wejść. Po toalecie szukamy z Richardem metra, żeby powrócić do domu bo... Jest już późno i baaaaaaaaaardzo zimno!! Krążymy, kręcimy się jak bąki po Teheranie w poszukiwaniu metra. W końcu jakiś starszy Irańczyk mówi nam gdzie znajduje się najbliższa stacja... Kupujemy bilety, które potem nie działają, nasz kumpel wymienia zdania z ochroną, w końcu wchodzimy do tego metra - my osobno, Richard chce z nami, ale ochrona z metra mówi, że ma iść tam gdzie mężczyźni. Facet grzecznie idzie, ale i tak jest nie usłuchany ponieważ za chwilę - w środku wagonu widzimy jak zbliża się do nas i stoi z nami podczas podroży w wagonie przeznaczonym dla kobiet. Mówię mu, że nie może tu być, bo wszyscy się na niego dziwnie patrzą, że to jest wagon dla kobiet i mogą być z tego problemy. Richard ma to totalnie gdzieś i odpowiada "I don't care". Towarzyszy nam do samego końca... Wysiadamy z metra i idziemy na falafle, jemy w wielkich drzwiach od metra, słuchamy opowieści Richarda, że Irańczycy nie mają kultury i wszystkie śmieci zostawiają na ulicy i takie tam różne historie... 
Richard idzie z nami do Eshana u którego śpimy. Chłopaki rozmawiają, poznają się po czym się żegnają. 



Kolejny poranek w Iranie - do Eshana przyjeżdżają kolejni goście - z Malezji :), w piątkę jemy wspólnie śniadanie :) 

Potem zwiedzamy wspólnie Teheran 




 Ekipa malezyjsko-polsko- irańska :) 











Bordż-e Milad - najwyższa wieża w Iranie, 435 m wysokości







 Lody szafranowe, zawierają dwa składniki : sahlab - mielony korzeń orchidei oraz mastyks - naturalna żywica. Według mnie nie są dobre. 




















Piknik na świeżym powietrzu. Ehran wziął na cały dzień prowiant - gorącą herbatę i owoce :) 





Tak zakończyliśmy dzień - obfitą kolacją i piwem 0% :D, wszyscy leżeli na ziemi po ;) 

Internet w Iranie 

Może wiecie lub nie, ale Internet w Iranie jest mocno cenzurowany. Kilka dni przed wyjazdem czytałam o tym i dowiedziałam się, że będę mieć detoks od facebooka na 5 bitych dni. Jeżeli tak bardzo nie możesz żyć bez tej strony to możesz pobrać aplikację na telefon VPN i facebook będzie chodził jak wszędzie. Sprawdzone - siora pobrała ;). Ja wybrałam odpoczynek... 
Oprócz Facebook, wp.pl, interia.pl, onet.pl, youtube.com są zablokowane. Pokazuje się dokładnie takie coś: 



Jedyne co mi działało to Instagram i Whatsapp. Słyszałam opinię, że Internet w Iranie to najwolniejszy Internet na świecie. Nie zgadzam się z tym. Co więcej, na ulicy były dostępne za darmo czasami sieci. Więc nie było tak tragicznie jak mi mówiono przed przyjazdem do Iranu. 
Na lotnisku Internet jest i należy wpisać prawdziwe imię i nazwisko oraz nr pesel. Nawet jak masz kilka nr pesel, działa tylko raz w dniu i to tylko godzinę. 


Metro

Chyba nie napiszę niczego nowego, ale warto o tym pamiętać. Mężczyźni osobno, kobiety osobno. Czyli mężczyźni idą tam gdzie mężczyźni, kobiety tam gdzie kobiety. W niektórych wagonach jest specjalna przezroczysta ściana rozdzielająca mężczyzn od kobiet. Podobnie było w Malezji. 


Religia w Iranie 

Islamska Republika Iranu - tak dokładnie nazywa się Iran. Co to oznacza? 

Oznacza to, że życie osobiste jak i publiczne obywateli Iranu podporządkowane jest prawu Koranu - świętej księgi islamu. 


Islam występuje tutaj w  99,5 %. 

Ale nie postrzegajcie Iranu przez pryzmat obowiązującego systemu religijno-państwowego. Nie ustrój, nie system, lecz ludzie. Spotykajcie i chciejcie spotykać się z Irańczykami. 





Takie widoki nie powinny więc dziwić. Takie pokoje są niemal wszędzie - od centrów handlowych po lotniska. 

Wiąże się to oczywiście ze strojem obywateli, a także osób odwiedzających Iran. 

Strój dla kobiet: 

Kobietę może oglądać tylko jej mąż. A zatem...
Należy mieć zasłonięte całe ciało. Można mieć odsłonięte dłonie i twarz. 



 Autorka bloga w hidżabie ;)


Strój dla mężczyzn:

Obowiązek noszenia długich spodni. Wyjątek: plaża czy uprawianie sportów. 

Zasady ubioru respektowane są przez wszystkich! 



Ludzie w Iranie 

Ponoć mężczyźni nie podają rąk kobietom i na odwrót. Bzdura. Nie wiem kto to wymyślił i sieje takie brednie. Mieliśmy sytuację w kawiarni z Mehranem, który nas wziął na wycieczkę na cały dzień. Ja stałam tyłem do drzwi bo szukałam czegoś w kurtce, po czym słyszę swoje imię i widzę Mehrana i innego faceta obok niego. Myślałam, że to jego znajomy i Mehran chce mnie przedstawić. Przedstawiłam się i ręka mi sama do góry odruchowo poleciała w celu przywitania się, facet sam się przedstawił i podał mi od razu rękę. Okazało się, że Mehran wcale go nie znał, a facet chciał przejść bo torowałam drogę ;). 

Hello, good morning, hi, where are you from? takie słowa najczęściej słyszałyśmy od ludzi ze samochód, skuterów, rowerów. Ludzie samo podchodzili i chcieli z nami rozmawiać, mimo niskiej znajomości języka angielskiego. Obywatele tego zamkniętego państwa łakną kontaktu ze światem zewnętrznym. Być może powodem jest trudność w otrzymaniu wizy gdziekolwiek. Jeżeli miałyśmy problem z jakimś miejscem, od razu nam pomagano. Chętnie i szybko. Bez wątpienia zdradzały nas nasze ubrania - jasne i kolorowe, gdzie kobiety zazwyczaj chodzą w stonowanych kolorach. 
Przed wejściem do meczetu jeżeli kobieta nie ma czadoru (dużej szaty aby okryć całe ciało, jedna z form przestrzegania hidżabu), można za darmo wypożyczyć przed meczetem. Mnie jedna z młodych Iranek ubierała bo nie umiałam tego założyć ;). Wszystkie się śmiałyśmy w przebieralni z tego :D.  Kontynuując temat śmiechu. Bardzo dużo Iranek się do nas uśmiechało. Ogromna ilość. Może to błahostka, ale zapamiętuje się takie rzeczy, bo to rzadkość. 

Ludzie tworzą miejsce tak naprawdę i mogę śmiało stwierdzić, że w Teheranie czułam się bardzo bezpiecznie ( za posiadanie noża lub broni grozi kara śmierci). Co jest ogromnym plusem. Dlatego warto tam jeździć, zwiedzać i poznawać ludzi. Iran to nie Irak, Irańczyk to nie Arab, a Pers, a perski to nie arabski. Piszę to dlatego, że spotkałam się już w takim błędnym myśleniem. To tak jakby pomylić Polaka z Ruskiem lub ze Słowakiem. Chyba nie fajnie, prawda? Trzymajmy się porządku. 

Jeżeli spotkasz kiedyś na drodze Irańczyka lub Irankę, wiedz o tym, że będzie chciał się z Tobą zaprzyjaźnić i mieć Ciebie pod swoją opieką :)

Osoby, które spotkaliśmy podczas naszego pobytu - Mohamad z żoną i dzieckiem, Mehran i Eshan. Wszyscy byli dla nas za dobrzy i za mili!!!! Pokazali nam Teheran jak tylko mogli, nie chodziłyśmy głodne, ani zmęczone. Dali nam dach nad głową i gościnne, której warto się od nich uczyć. Bardzo im dziękuję!!!!!! 

W mojej opinii Irańczyk to osoba serdeczna, opiekuńcza, współczująca, odpowiedzialna, rozsądna i w przypadku mężczyzn osoba przystojna. Oj, uwierzcie mi, że po irańskiej ziemi chodzą irańscy bogowie. 

Co zapamiętam z Iranu? 

1] [Niestety] Użeranie się z hidżabem na głowie - jeżeli ktoś nie nosi tego od małego i nagle przez kilka dni nieustannie musi to mieć, to uwierzcie mi na słowo - łatwo nie jest i może to sprawiać problem. I sprawiało. Spadało, plątało się, przeszkadzało w życiu. 

2] Gościnność, niezapomniane obrazy, poczucie bezpieczeństwa, przyjaznych ludzi. 

3] Że zima w Iranie potrafi dać w kość. 


Ledwo wróciłam, a już planuję powrót. Naprawdę warto. Nawet jeżeli znowu będę musiała tyle zapłacić za wizę. Dlaczego podejmę próbę powrotu? 

Żeby zobaczyć znowu góry w Teheranie. 

Żeby  przypomnieć sobie radość pierwszej wyprawy. 

Żeby porozmawiać z ludźmi przy filiżance mocnej irańskiej herbaty.

Żeby odnowić swój związek z kulturą perską. 

Żeby zobaczyć więcej niż tylko Teheran. 

Żeby odpocząć od Facebook.

Do zobaczenia w Iranie!! 

Pat :) 











Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Kagyu Samye Ling - prosto w egzotykę

Bangour Village Hospital czyli opuszczone miasteczko

Wędrówka na Ben Nevis (1345m), Szkocja