Wspaniała podróż w nieznane - Odessa, Tiraspol, Kiszyniów

Przyszedł czas na opisanie ostatniej podróży na Wschód. Wszystko zaczęło się bardzo spontanicznie... Pod koniec stycznia siostra przybyła do mojego pokoju i oznajmiła, że jedziemy do Mołdawii ponieważ... ma tam lukę na mapie. "Aha" odpowiedziałam jej. No super, ona ma tam lukę na mapie i musimy tam jechać. Może ja pokaże swoje luki i potem też tam pojedziemy? :)
Dobra, zaplanowałyśmy trasę (bardzo długą trasę) kupiłyśmy potrzebne bilety, zabukowałyśmy noclegi i zaczęłyśmy odliczać dni do wyjazdu :). Nasza podróż trwała od 15 lutego do 21 lutego i wyglądała tak:

Poznań -> Przemyśl (14h w pociągu) -> Przemyśl -> przejście graniczne Medyka (20 minut minibusem) Szeginie -> Lwów (około 2 h w marszrutce) Lwów -> Odessa (12 h w pociągu) -> Odessa -> Kiszyniów (5 h w pociągu). 

Spędziliśmy 2 dni w środkach transportu, aby dostać się do Modławii :).

Oczywiście we wszystkich miejscach przebywaliśmy albo po kilkanaście minut, albo po kilka godzin.

Czas na fotorelację :) : 


 Popołudniowy obiad w jednej z knajp we Lwowie 

Poranne mycie zębów w McDonaldzie w Odessie :)






 Morze Czarne (nazwa pochodzi od siarczków barwiących wodę na czarno)



Słoneczna i zimna Odessa :). Spacerowaliśmy kilka godzin, widziałyśmy Morze Czarne, trochę centrum i zakończyliśmy pobyt w tym mieście obiadem w kanjpie... 


Kto zna cyrlicę, będzie umiał przeczytać nazwę miasta ze zdjęcia. Niestety nie należę do tych osób, ale jako że sama zrobiłam to zdjęcie, wiem gdzie wtedy byłam;). TNPAC... coś tam to Tiraspol. Co to takiego?
 Aby dostać się do Mołdawii, musieliśmy przejechać przez państwo, którego na mapie nie ma. Mowa o kraju, który nazywa się Naddniestrze. Kraj ten nazywany jest czarną dziurą Europy. Dlaczego? Naddniestrzańska Republika Mołdawska to region separatystyczny, który w 1990 roku ogłosił swoją niepodległość. Sama Mołdawia nie była wtedy jeszcze państwem niepodległym, uzyskała ją dopiero w 1991 roku. O co tak naprawdę chodzi? Chodzi o konflikt zbrojny na terytorium Republiki Mołdowy (Mołdawia) w latach 1991-1992 pomiędzy separatystami naddniestrzańskimi, popieranymi przez Rosję, a oddziałami mołdowskimi. Tyle się dowiedziałam, byłam w Tiraspolu, który nie istnieje i na tym koniec ;). 
  Jeżeli kogoś interesuje bardziej ten temat odsyłam do sieci.
W pociągu z Odessy do Kiszyniowa poznaliśmy pewnego mieszkańca Tiraspola, który był tak miły, że zapłacił za nas w komunikacji miejskiej w Kiszyniowie oraz pomógł nam odnaleźć nasz hotel. Kontakt zabrany, także znamy kogoś z państwa, które nie istnieje ;). 



 Udało się nawet pojeździć na łyżwach :)

 W Mołdawii byłyśmy 2 dni. Kiszyniów jakoś specjalnie nie powala na kolana, ale cieszę się, że zobaczyłam coś innego...




Podróż powrotna wyglądała trochę inaczej. Z Kiszyniowa udaliśmy się na północ Mołdawii i tam przez Ukrainę powróciłyśmy do Polski... 

Teraz trochę słów o przejściach/przejazdach granicznych. Na przejściu polsko-ukraińskim nie było żadnych problemów, nawet rentgena nie było (za pierwszy razem sprawdzali plecaki). Podczas przejazdu z Ukrainy do państwa, które nie istnieje było już trochę inaczej. Nasiedziałyśmy się w pociągu trochę. Pojawił się w pewnym momencie Pan (Ukrainiec) z komputerem lub innym sprzętem w rękach, usiadł naprzeciw i zaczęło się wypytywanie. 

"Po co tam jedziemy?", "Gdzie będziemy spać?", "Gdzie w ogóle jedziemy?", itd, itd. Oczywiście paszport przeryty, przeczytany wzdłuż i wszerz. Na szczęście Pan był bardzo miły i nie było żadnych problemów z wjazdem do państwa, które nie istnieje :). 
Jednakże w drodze powrotnej nasiedziałyśmy się na granicy mołdawsko-ukraińskiej prawie trzy godziny. Było kilka rewizji i kilka rozmów. Przed przejechaniem granicy dostałyśmy kartki do wypełniania gdzie jedziemy i skąd, po co, dlaczego i na jak długo. Przy ostatniej kontroli okazało się, że nie wypełniłyśmy jakiegoś kolejnego kwitka, więc znowu czekanie, rozmowy itd. Na szczęście wszystko dobrze się skończyło i wjechaliśmy na terytorium Ukrainy.
Była to bez wątpienia podróż w nieznane, piękna podróż w nieznane. Pierwszy raz byłam w Odessie (super nazwa!), pierwszy raz byłam w państwie, którego nie ma na mapie no i pierwszy raz w Mołdawii. Oby więcej takich podróży. To była jedna z moich udanych i ulubionych wypadów...
Wspaniałe wspomnienia zostały... 

Pat :)

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Kagyu Samye Ling - prosto w egzotykę

Bangour Village Hospital czyli opuszczone miasteczko

Wędrówka na Ben Nevis (1345m), Szkocja