Podróż na Białoruś? Tylko z wizą!

Białoruś jest najrzadziej odwiedzanym miejscem, przez Polaków (tak mi się przynajmniej wydaje). Nie znam nikogo kto odwiedził ten kraj... Sama, aż do 18 maja 2014 roku zaliczałam się do ludzi którzy tam nie byli... Ale od początku. Wyjazd na Białoruś wypadł bardzo spontanicznie, od razu po wypadzie na Ukrainę (o tym kiedy indziej). Okazało się jednak, że trzeba mieć wizę, zaproszenie, nocleg, Bóg wie co jeszcze, żeby znaleźć się u naszych sąsiadów. Pierwsza sprawa: wiza. Jak ją zdobyłam? W maju na Białorusi trwały mistrzostwa świata w hokeju na lodzie. Wystarczyło wybrać sobie grupę hokeistów, kupić bilet na dany mecz i ruszać w drogę! Jako, że skład na Białoruś był taki sam jak do Izraela, czyli Kinga, Klaudyna i ja, postanowiłyśmy w trójkę wybrać mecz USA- Niemcy. Bilet kosztował 30 zł. To była właśnie nasza wejściówka i na Białoruś i na mecz :). Dalej, o co chodzi z tym zaproszeniem... Aby przejść granicę trzeba wypełnić taką karteczkę na ile się przyjechało, do kogo, etc. Jako że moja siostra pracuje w Akademiku i ma trochę znajomości udało nam się znaleźć osobę, która ugości nas w Mińsku na kilka dni. Poznaliśmy się pewnego wieczoru w Poznaniu - cała czwórka (mały wypad nad rzekę), a potem znowu całą czwórką spotkaliśmy się już w innym kraju... To był kolejny krok do znalezienia się na Białorusi. Niestety Mistrzostwa trwały tylko przez cały maj 2014 więc jeżeli teraz ktoś chciałby zwiedzić ten kraj musi ubiegać się o wizę, która kosztuje około 200 zł.

Nasza podróż zaczęła się 18 maja 2014 roku i skończyła po pięciu dniach. Używałyśmy cały czas pociągów, aby dotrzeć do Mińska. Najpierw z Poznania do stolicy, potem z Wawy pod granicę, czyli Terespol (czadowa nazwa co nie?), z Terespolu do Brześcia i z Brześcia do Mińska. Lepiej nie napiszę ile nam to zajęło hehe. Jednakże nie tylko w Mińsku byliśmy. Jeszcze w Polsce tata załatwił nam 1 nocleg u swojego znajomego księdza, który rezyduje w mieście o nazwie Kobryń - blisko Brześcia. Także Kobryń zostawiłyśmy sobie na sam koniec.







Najważniejsze rzeczy w podróży - telefon, bilety, paszport i pieniądze. Teraz trochę o tym ostatnim. Waluta na Białorusi to białoruski rubel. 1 rubel to 100 kopijek i tylko tyle wiem. Do teraz nie umiem płacić tą walutą i spokojnie pani w sklepie mogłaby mnie okraść hehe. Nie zdajecie sobie sprawy ile było z tym zachodu! 
 Dosyć, że trzeba było nosić ze sobą paszport do sklepu to jeszcze kompletnie nie umiałyśmy płacić tą walutą. Kupowało się na przykład jedną rzecz za 3 zł a dawało się tam z 40 banknotów. Co ciekawe nie ma w użyciu monet, sam papier tylko. Na szczęście nasz przyjaciel D. i Klaudyna byli na tyle kompetentni, że pomagali mi i Kindze przy kupowaniu... 




Już w Brześciu. 


Piękne bilety kolejowe z których nie umiałyśmy nic odczytać i piękne pieczątki w paszporcie. 



Tu pokazuję ciemną stronę podróżowania w ciepłych miesiącach hehe - gest ręki. Było przegorąco w tym pociągu, a my jeszcze w trójkę dostałyśmy miejscówki na górze. Mimo tego nadal kocham pociągi na Ukrainie czy Białorusi, każdy ma tam swoje łóżko, kołdrę, poduchę i koc no i święty spokój. Można pospać, poleżeć, poczytać, posłuchać muzyki. Jest wygodnie i błogo. Chciałabym coś takiego w Polsce. 



Pierwszy wieczór w Mińsku spędziliśmy w mieszkaniu ponieważ byłyśmy zmęczone i do tego padał grad i deszcz. Kupiliśmy whisky, siedzieliśmy na kanapie i gawędziliśmy do późnych godzin nocnych...


Dziękuję temu Panu, który potajemnie czyta mój blog, za przygarnięcie nas i opiekę nad nami :). Do zobaczenia gdzieś w świecie :* 





Jeżeli ktoś alfabet rosyjski umie to poczytać sobie może, dla mnie to wciąż ruska magia. 


Następny dzień zaczęłyśmy od śniadania, a potem poszłyśmy na mecz. Nigdy nie byłam na meczu hokeja i żałuję że tak późno odkrywałam jaka to frajda. Wyszłyśmy ogromnie zadowolone i podekscytowane. Jak przedtem pisałam wybrałyśmy mecz USA - Niemcy. Osobiście od początku byłam za Stanami, nie, że nie lubię Niemców, ale wolę po prostu Stany. Moja siostra podobnie jak ja, a Klaudyna z racji swoich niemieckich korzeni kibicowała naszym sąsiadom, ale tylko przez chwilę, bo potem dołączyła do nas. Miejscówki wypadły nam koło siebie i na górze - ekstra widok! W ogóle pierwszy raz jak weszłyśmy do hali to każda z nas wykrzykiwała tylko "wow", już wtedy byłyśmy pod wrażeniem ogromnej sali, wielkiego boiska z lodu i że zaraz zacznie się walka. Początkowo Stanom szło źle i poczuli trochę niemieckiego bicza, jednak potem wszystko się odwróciło... USA zaczęło co raz częściej trafiać aż w końcu ku naszej uciesze WYGRALI! 5 do 4! Oj jak się darłyśmy i klaskałyśmy, oczywiście jako mniejszość bo 80% ludzi kibicowali Niemcom. Oto fotorelacja z meczu:



przygotowania do meczu






Możne oczywiście było kupić różne rzeczy na mecz, ale były bardzo drogie. Do teraz żałuję, że nie wzięłam swoich leginsów we flagę Stanów i bluzki, którą nie wiem jakim cudem siostra mi zwędziła z szafy i poszła na mecz, a mi zostało tylko przymierzanie rzeczy ;)




Najlepsi zawsze górą! 




Po meczu trochę pochodziliśmy po mieście z naszym kolegą, który nas hostował. 


w metrze kijowskim 










Języki urzędowe na Białorusi to język białoruski i rosyjski. Ale języki używane to białoruski, rosyjski, ukraiński i nasz polski :)














Proszę nie dziwić się jak my, ale pomniki Lenina lub ulice z jego nazwiskiem to normalność w tym państwie. 

Następnego dnia rano wyruszyłyśmy już w stronę Kobrynia żeby tam zatrzymać się na noc. Na dworcu kupiłyśmy bilety, koło kasy stały 2 osoby, jedna która umiała angielski w razie W dla turystów, którzy odwiedzili Białoruś, żeby zobaczyć mecze, a druga osoba w kasie już władała tylko rosyjskim. Po zakupionych biletach mężczyzna ze zdjęcia, które znajduje się poniżej zapytał co jest takie w miejscowości Kobryń, że tam się udajemy. Odpowiedziałam Panu i tak wywiązała się rozmowa... Okazało się, że osoba ta jest również z Poznania i również przyjechała zwiedzić Białoruś i zobaczyć mecz.  Pogawędziliśmy o podróżach, zrobiliśmy wspólne zdjęcie i pożegnaliśmy się. Kontakt na couchsurfing jest :) 




Czas odjazdów pociągów na dworcu w Kijowie. Czasu białoruski pędzi o godzinę do przodu od polskiego, czyli GMT+2 (podobnie jak na Ukrainie). 



I znowu w moich ulubionych pociągach :) 

Podróż znowu trochę trwała, ale w końcu dojechałyśmy i znalazłyśmy Parafię. 



wieczorne pogawędki 


Przygotowania do drogi. Ksiądz był na tyle uprzejmy, że zawiózł nas pod granicę :) 






pierwsze i poranne spotkanie z kozami ^^


 Tak jak w Polsce jest dużo kościołów tak na Białorusi jest dużo cerkwi. Dominującą religią na Białorusi jest prawosławie. Cerkiew poznać można po kopułach (liczba kopuł nie jest dowolna i ma znaczenie) oraz po umieszczonym na górze krzyżu, który jest na dole jakby przecięty przez kolejną belkę (inaczej niż w tradycji katolickiej, nogi Jezusa przebite są nie jednym gwoździem, a dwoma). Profesjonalnie nazywa się to krzyż prawosławny zakończony o ośmiu końcach. 




W Kobryniu znajduje się grób rodziny Mickiewiczów, który zwieńczony jest rzeźbą Anioła Śmierci. Pochowany jest tu Aleksander Mickiewicz - brat Adama, jego żona Teresa i syn Franciszek. 


Spotkanie po jakiś 15 latach z księdzem Jojko. Ostatni raz kiedy widziałyśmy się z księdzem byłyśmy obydwie z Kingą o głowę mniejsze. Ksiądz Jojko to stary znajomy naszego taty, który pomaga i nawraca ludzi na Białorusi. Przedtem rezydował o ile się nie mylę w Rzymie i na Ukrainie. Jakie szczęście nas spotkało, że akurat ma parafię w państwie do którego zmierzałyśmy. Grazie a Dio (z wł. dzięki Bogu) i dziękujemy księdzu za gościnę. Do następnego zobaczenia, mam nadzieję, że w Rzymie :)


Granicę przejechałyśmy w samochodzie ze specjalną przepustką. Ksiądz Jojko zapytał osobę w pierwszym samochodzie czy by nas zabrał, początkowo nie chętnie, ale w końcu się zgodził i wsiadłyśmy. Cieszył się potem niesamowicie ponieważ na samym początku przy sprawdzaniu paszportów i naszych biletów z meczu (trzeba było mieć je aż do samego końca - w końcu to było nasza wiza) dostaliśmy tą kartkę ze zdjęcia, która upoważniała nas do pierszeństwa przejazdu :). I tak oto szybko i bez problemów znalazłyśmy się znowu w Ojczyźnie. W Poznaniu znalazłyśmy się w godzinach wieczornych. 

Pat :)








Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bangour Village Hospital czyli opuszczone miasteczko

Kagyu Samye Ling - prosto w egzotykę

Wędrówka na Ben Nevis (1345m), Szkocja